Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2012

Siatkówka

Nareszcie nasze marzenia o sukcesie na olimpiadzie zaczynają się spełniać. Choć to dopiero początek, jakże ciepło robi się na sercu oglądając mecz polskich siatkarzy i dopingujących ich kibiców. Jak to mówią siatkarze : " droga przed nimi długa, pełna potu i harówy". My będziemy z nimi, dopingując ich by odnieśli upragniony sukces, a część ich chwały spłynie na nas. Poza tym czy to nie piękne, że znów nie wstydzimy się koloru biało- czerwonego. Bardzo wzruszyły mnie paznokcie naszych zawodniczek, który pomalowały je na biało - czerwono . Ponoć na szczęście. Oby im zawsze dopisywało!

Kocham Kino

Wczoraj ruszył 6 Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i Janowcu n/Wisłą. Będzie trwał do 5 sierpnia. Co roku jeździmy na Mały Rynek by oglądać kino "pod gwiazdami". Wstęp jest wolny, tylko warto wziąć  ze sobą coś do siedzenia ciepłą bluzę lub pled. Seanse rozpoczynają się o godzinie 21.00. Rok temu oglądaliśmy "Młyn i Krzyż" oraz "Sale samobójców". W tym sezonie od dziś ( 29.07) aż do soboty (4.08.) co noc jest projekcja znakomitych filmów ( między innymi " Melancholia", "Wszystkie odloty Cheyenn'a, czy choćby " Nietykalni"). Powiem tak ( a właściwie napiszę), że  jest zupełnie co innego oglądać film na olbrzymim ekranie, wśród zabytkowych domów i pod gwiazdami. Nawet jeśli już widziało się film to tam na Małym Rynku ma się wrażeni,że oglądamy go pierwszy raz. Program całego festiwalu można znaleźć pod adresem: www.dwabrzegi.pl Możecie mi uwierzyć jest w czym wybierać.

Świat w pigułce

" Igrzyska XXX Olimpiady ery nowożytnej w Londynie ogłaszam za otwarte."                                                                                  Królowa Elżbieta II

Jedyne miejsce na świecie

Myślę, że każdy ma takie miejsce do którego zawsze wraca , gdzie czuje się szczęśliwy i gdzie wracają mu siły. Ja mam takie miejsce. Jest to miejscowość niespełna piętnaście kilometrów  od Radomia. Kiedyś wioska z niewielką ilością domów, z rzeką i gęstym lasem (fragmentem Puszczy Kozienickiej). Teraz rozległa miejscowość letniskowa i miejsce zamieszkania wielu radomian. Całe moje dzieciństwo wiąże się z tym miejscem. Od trzeciego roku życia do czternastego jeździłam tam z Babcią Albinką na całe wakacje. Kiedyś był zwyczaj, że dzieci z miasta wywoziło się na letniska. Pamiętam jak co roku w początkach czerwca było wielkie pakowanie. Zabierało się naczynia , pościel, czasami jakieś meble. Wyglądało to tak jak byśmy się wyprowadzali. Zawsze miałam dużo koleżanek, które tak jak ja przyjeżdżały na wakacje ze swoimi babciami. Pamiętam sobotnie wieczory kiedy zjeżdżali się nasi rodzice. Robiłyśmy dla nich przedstawienia na świeżym powietrzu, chodziliśmy na grzyby, jagody i poziomki. Jeździli

Warszawa z "klimatem"

Za każdym razem, gdy wyjeżdżamy do Stolicy mamy dokładny plan co i gdzie chcemy robić. Artur źle się czuje, gdy musi się " snuć" bez celu. Męczy go to i denerwuje. Dlatego długi czas nie lubił jeździć do Warszawy (chyba, że były to wyjazdy do przyjaciół). Od tamtego roku  wszystko się zmieniło. Jedyna rzecz, której nam ciągle brakowało to knajpka lub cukiernia z klimatem. Jak wiadomo w Warszawie królują sieciówki, takie jak  Coffee heaven, KFC, Sushi bar lub wszechobecny McDonald's itd. My zawsze szukamy czegoś jedynego w swoim rodzaju. W Krakowie wystarczy przejść się na Kazimierz a kawiarenek, małych barów do wyboru do koloru i każdy inny. Wreszcie i w Stolicy znaleźliśmy coś dla siebie. Na ulicy Senatorskiej cukiernia połączona z piekarnią. Fantastyczna kawa, a ciastka jak u mamy. Obok maleńki bar, z doskonałym jadzeniem i winem.Niebanalne wystroje,dużo zieleni i spokojnie można porozmawiać, bo nie ma muzyki i telewizora. Aż chce się tam znowu wrócić.

Survival

Obraz
Przygoda nadal trwa. Wczoraj odbyła się kolejna wyprawa do Puszczy Kozienickiej.  Magda, Bartek i Przemek (instruktor survivalu) przeszli około 8 km. Po drodze były mokradła. Można było poobserwować żaby a nawet ich dotknąć. Bartosz znosił drzewo na ognisko, piekł placki (mąka i woda) i po raz pierwszy wziął do buzi całą jagodę i zjadł. W tym miejscu mała dygresja. Otóż mój syn w całości i na surowo jada tylko jabłka i banany. Pozostałe owoce tylko w postaci zmiksowanej. Pomimo naszych ciągłych prób nigdy nie udało się go skłonić do zjedzenia innego owocu niż jabłko. A tu taka niespodzianka. Za tydzień kolejna wyprawa. Drzewo na ognisko                                        Pierwsza jagoda A na co mi kompas?  Naczynie z kory do gotowania                                                                                                                             

II Edycja Konkursu

W sobotę 21.07. oficjalnie rozpoczęliśmy drugą edycje konkursu "Raz, dwa, trzy Warszawiakiem jesteś ty". Tak jak w tamtym roku zaczęliśmy od Domu Spotkań Z Historią mieszczący się na ulicy Karowej. Pytania z karty tego "muzeum" dotyczyły Polesia i XIX- wiecznej Warszawy. Na dwóch wystawach fotograficznych : Zofii Chomętowskiej - znanej przedwojennej fotoreporterki i Karola Beyera - pierwszego fotografa Krakowskiego Przedmieścia  można było bez trudu odpowiedzieć na pięć zadanych pytań. Oprócz tego, że warto obejrzeć te wystawy dla ich unikatowości to polecam je ze względu na ich niezwykłe piękno. Szczególnie jeśli chodzi o fotografię pani Zofii. Urokliwe, czarno białe fotografie pokazujące Polesie jakiego już nie ma. Przyroda, sceny z życia ziemiaństwa i chłopów. Zatrzymane w kadrze dwa miasta: Pińsk i Grodno. Wszelkie informacje dotyczące konkursu można znaleźć na stronie: www.razdwatrzywarszawiak.pl

Spotkanie

Mniej więcej co roku o tej porze spotykamy się w Warszawie z naszymi "najstarszymi" przyjaciółmi, którzy 23 lata temu wyjechali do Stanów Zjednoczonych i tam zostali na stałe. Mimo upływu lat ciągle jesteśmy z sobą w kontakcie i właśnie o tej porze roku spotykamy się (Oni przyjeżdżają tu na wakacje do rodziny z dziećmi) w większym lub mniejszym gronie. Tak się złożyło w tym roku, że z nami mogli spotkać się na parę godzin przed odlotem do USA. Artur zaproponował Łazienki Królewskie, co mnie bardzo zadziwiło, ponieważ od lat nie chciał tam iść. Miejsce okazało się trafione w dziesiątkę. Już dawno nie spędziliśmy tak miło czasu w tak bajecznym otoczeniu. Oprócz stałych atrakcji jest aleja z chińskimi lampionami ( już sobie wyobrażam jak świetnie muszą wyglądać wieczorem, gdy są zapalone!). Spotkanie szybko minęło. Jak dla mnie za szybko. Myślę, że mimo upływu lat, różnego statusu społecznego i dzielącej nas odległości, wiąże nas nierozerwalna więź wspomnień ze studenckich lat,

Licheń

Obraz
Niespełna dwa tygodnie temu byliśmy w Licheniu. Zostaliśmy zaproszeni przez naszego znajomego do Sanktuarium na koncerty organowe w jego wykonaniu. Jak co roku w wakacje najlepsi organiści zapewniają oprawę muzyczną w Bazylice. Przeżycia niezapomniane, tak muzyczne jak i religijne. Spędziliśmy tam dwa dni i wyjeżdżając czuliśmy niedosyt. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc kultu Maryi. Pani Maria (mama naszego organisty) nazywa Licheń małym Rzymem ( a raczej Watykanem) i coś w tym jest. Oprócz aspektu dotyczącego wiary można podziwiać rozmach architektoniczny całego kompleksu. Oczywiście najważniejsza jest tu Bazylika, ale jest też część stara z kościołem pod wezwaniem Św. Doroty z ciekawą historią z czasów II wojny światowej, Golgota, pomieszczenia w klasztorze oo Marianów, w których mieszkał papież Jan Paweł II i wreszcie Muzeum , w którym są militaria i dokumenty od Piastów do współczesności, dokumentujące naszą wspaniałą historię. Mnie najbardziej zainteresowały eksponaty i fil

Wyprawa do lasu

Obraz
No i stało się. Wczoraj moje pociech wsiadły rano w PKA-es i ruszyły na cały dzień do lasu. Pogoda nie bardzo dopisała, podało co jakiś czas. Ale o dziwo kiedy spotkaliśmy się ponownie wieczorem były zmęczone ale zadowolone. Budowały namiot z poncza i wojskowej peleryny przeciwdeszczowej, rozpalały ognisko ( bez zapałek) i gotował wodę w naczyniu zrobionym przez siebie (papierowy i z kory). Oczywiście było pieczenie kiełbasek i kawałków kurczaka (to dla Bartka, bo on nie chce jeść kiełbasy). Przeżyły bez komputera!  Przyroda "oblazła" ich maksymalnie (włącznie z bąblami po komarach). Przecudnie pachniały, mieszanina ogniska i wiatru. Od razu przypomniał mi ten zapach wakacje bardzo, bardzo dawno temu spędzane pod namiotem na Mazurach. Mam nadzieję, że takie wyprawy przydarzą się jeszcze im nie raz w te wakacje.                                                   Obiad  w  lesie :

Wakacje autystyka

Moja starsza pociecha jest bardzo samodzielna. Jeździ na wakacje sama, chodzi na prywatki (ten rok to obchodzenie osiemnastek) i jak to ona mówi "lansuje się" na mieście z przyjaciółmi. Czyli odcina powoli pępowinę, aż zda maturę i wyjedzie, aby rozpocząć samodzielne życie. Natomiast Bartek bez przyjaciół czy choćby znajomych jest skazany na nasze towarzystwo. Dlatego coraz częściej myślę co by tu zrobić, żeby trochę czasu spędzał bez nas. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie, aby zapisać go do skautów. Nawet zdobyłam wyczerpujące informacje o Skautach działających w naszym mieście.Możliwe, że po wakacjach coś z tego wyniknie. Na razie skontaktowałam się z instruktorem survivalu i w tym tygodniu Bartosz pojedzie do lasu, aby uczyć się sztuki przetrwania beze mnie. Jest to pierwsza próba ku samodzielności. Oby udana.

Pokusa

Wchodząc do księgarni rzadko zdarza mi się nie wychodzić z niej bez książki.Dlatego staram się ograniczać te wizyty do minimum. Niestety ,pięć minut od naszego domu zbudowano "Galerie Słoneczną", a w niej jest księgarnia Matras z fantastyczna kafejką w środku. Poza tym promocji i wyprzedaży w niej ciągle w bród. Mamy z córką taki zwyczaj, że w niedzielne poranki chadzamy na kawę właśnie tam, aby pobyć ze sobą, po plotkować lub omówić jakiś problem. Takie babskie pogaduchy. Niestety Magda wyjechała na wakacje i teraz zachodzę tam z Bartkiem, który nie jest rozmowny, a do tego nudzi się, bo książki nie są dla niego żadną atrakcją. Dlatego wczoraj wieczorem z przyjemnością spędziłam tam chwilę z Arturem (oczywiście była pyszna kawa). Wszystko było by ok gdybym nie musiała hamować chęci posiadania kilku pozycji książkowych. Była to dla mnie nie lada wyczynem. Udała się tym razem, ale dzisiaj któż to wie?

Wakacje w mieście

Nie myślałam,że to kiedykolwiek napiszę,ale spędzanie wakacji w mieście nie jest takie złe.Wczoraj spędziłam dzień z Bartkiem w sposób typowo ( dla nas) wakacyjny. Rano jak zwykle mam czas dla siebie. Kawa, a przy kawie trochę internetu.Potem chwila na język włoski i wspólne śniadanie. Zdecydowałam, że mimo późnej pory (godz. 12.00) pójdziemy na basen. Kupiliśmy bilety bez ograniczeń czasowych i poszliśmy do szatni dla niepełnosprawnych (bardzo nie lubię tych przebieralni bo są małe i koedukacyjne). Szybko się rozebraliśmy i do wody chlup! Bałam się ,że Bartosz nie zechce pływać pod nieobecność swojego instruktora ( autystycy,a przynajmniej mój, nie chcą przenosić swoich umiejętności z zajęć na inne miejsca czy ludzi), a tu miła niespodzianka. Po zaliczeniu kilkunastu długości basenu kraulem i na plecach przeszliśmy do części rekreacyjnej, żeby się trochę powygłupiać i posiedzieć w bąbelkach. Potem poszliśmy się posilić w fajnej knajpce niedaleko basenu ( na szczęście serwują jedzenie,

PKP - wspomnień czar

W ostatni weekend byliśmy najpierw w mojej ukochanej miejscowości pod Radomiem, Jedlni - Letnisko,a na sobotę i niedzielę pojechaliśmy do Lichenia. Ponieważ od trzech miesięcy poruszamy się komunikacją publiczną a nie samochodem, wyruszyliśmy w drogę Polskimi Kolejami Państwowymi ( właściwie to nie wiem czym ponieważ każdy pociąg był z innej spółki). Wsiedliśmy w Warszawie Zachodniej do pociągu daleko bieżnego, jechał do Szczecina, i poczuliśmy się jak by ktoś przeniósł nas w czasie, do lat 70 i 80 ubiegłego wieku. Pełno, brudno i gorąco. Jedyna różnica to cena biletu (drogo) oraz pan i pani z wózkiem napoi (co mnie w tej sytuacji bardzo rozśmieszyło). Niedawno w poście o zsiadłym mleku i pierogach z jagodami wyraziłam swą tęsknotę do "dawnych , starych czasów", a tu proszę czar wspomnień się ziścił. Niestety nie było to miłe. Jednak wspomnienia w naszej pamięci są fajniejsze niż naprawdę (ten problem porusza niezły film Woody Allena pt."O północy w Paryżu"). No ale

Rower

Dzisiaj chciałam podzielić się moją wielką radością. Od lat jeździmy na rowerach, ale jak 1000 innych rzeczy, Bartosz opanowywał te umiejętność przez bardzo.................bardzo długi czas. Przez ostatnie cztery lata nie miałam odwagi sama jeździć z nim po mieście. Aż do wczoraj. Doszłam do wniosku, że nie mogę się wiecznie bać ( czy ominie ludzi, czy zdąży zahamować przed przejściem, czy będzie jechał za mną po ulicy trzymając się prawej strony itd.), ale muszę wreszcie spróbować. Ponieważ ma zajęcia terapeutyczne w drugim końcu miasta była to okazja do sprawdzenia umiejętności mojego syna. Z duszą na ramieniu, ale z wielka determinacją wyciągnęłam rowery i pojechaliśmy. Bartosz zdał  jazdę po mieście na szóstkę. A moja radość jest ogromna, bo to bardzo urozmaici spędzanie naszego wspólnego czasu, kiedy jego tata jest w pracy. No i zrobił  postęp w usamodzielnianiu się, a ja przestanę panikować.

Upały, jagody i zsiadłe mleko

"Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić". Ostatnio taką dewizę przeczytała w internecie i jak każda rzecz oczywista , uświadomiła mi niezmienność przemijania. Po raz kolejny zadałam sobie pytanie "Co ja właściwie tu robię, a jeśli robię to po co?". Świat w którym dorastałam istnieje w mojej pamięci i nie przeczę,że za nim tęsknię. Inne były pory roku, bardzo wyraziste. Lato było nie tak upalne jak teraz i nie tak krótkie. Na letnim stole pojawiały się  pierogi z jagodami , zsiadłe mleko lub zupy owocowe.Całe dnie biegało się po łąkach, kąpało w rzece a wieczorem rozpalało się ognisko i piekło ziemniaki. Teraz siedzimy w mieście, czekamy aż upał się zmniejszy. Od czasu do czasu na basen, bo tam najbezpieczniej niż nad okolicznymi zbiornikami wody. Może jeszcze na lody, koniecznie do klimatyzowanego pomieszczenia , a wieczorem można wreszcie pojeździć na rowerze. Pierogów nikomu w taki upal nie chce się lepić więc muszą wystarczyć jagody z cukrem

GOL !

No i ......już po wszystkim. Hiszpanie okazali się nie do pokonania i zaskoczyli chyba wszystkich, a już mnie na pewno. Bardzo dobry mecz i zasłużona wygrana. Moja córa zapytała wczoraj - " i co wy teraz będziecie oglądać?", cóż niebawem olimpiada więc emocji starczy do końca wakacji. A wracając do piłki nożnej. Chciałam polecić - nie tylko dla chłopców - książki Luigi Garlando, pt."Pierwszy mecz" oraz "Ruszamy do Brazylii". Autor jest włoskim dziennikarzem sportowym. ze swoim znajomym Stefano Turconi - ilustratorem- stworzyli niebanalną opowieść o grupie dzieciaków zafascynowanych futbolem. Między wierszami pojawiają się nazwiska znanych piłkarzy i nazwy znanych klubów. Jest dobra zabawa i współzawodnictwo, szczypta humoru ( trenerem książkowej drużyny jest francuski, ekscentryczny kucharz , który był w przeszłości piłkarzem) , a ilustracje to króciutki komiksy. Po przeczytaniu pierwszej części kupiłam piłkę, trampki i kopiemy codziennie ( z nadzieją, że

Lato

Choć wiele razy obiecywałam sobie,że częściej będę pisała na blogu to (jak widać) na pobożnych życzeniach się skończyło. Miną mój ukochany miesiąc w tempie błyskawicy, ale wciąż jest cudownie , bo to przecież lato. Jeździmy częściej na rowerach, jamy świeże warzywa i owoce w ilościach astronomicznych. A jeśli chodzi o naukę to bardziej przykładamy się do języków obcych i przyrody ( a właściwie do biologii). Ulegliśmy tez gorączce Euro 2012 i czytamy książki o piłce nożnej, gramy i oglądamy mecze. Dziś już finał - my kibicujemy Włochom i Portugalczykom ( ach ten Ronaldo!). Niebawem zaczynamy drugą edycje "Raz,dwa,trzy Warszawiakiem jesteś ty". W tym roku nie mogło być inaczej - pytania dotyczą sportu, bo niebawem olimpiada. Ale o tym w następnym poście.